niedziela, 20 lipca 2014

Ziołowe kuracje trądziku.

Wracam po dosyć długiej przerwie. Wcale nie odpoczywałem, ale rozpoczynałem nowe projekty, które cały czas rozwijają się równolegle zarówno w mojej głowie jak i w formie cyfrowego zapisu na serwerach giganta informatycznego jakim jest Google. Nie zapomniałem o obietnicy złożonej "dawno, dawno temu", pod koniec rozdziału poświęconego aminokwasom. Gdybym wtedy przystąpił do omawiania tematu pewnie dowiedzielibyście się czegoś "niezwykle fascynującego" na temat: fiołka trójbarwnego, pokrzywy, a może nawet skrzypu, ale dzisiaj mogę powiedzieć Wam, że byłoby to nudne i odtwórcze. Jeżeli potrzebujecie informacji o tych popularnych surowcach na pewno jest w sieci masa znakomitych portali poświęconych roślinnym kuracjom trądziku, poza tym nie po to powstało wokół nas tyle aptek, żeby pracujący w nich farmaceuci dusili w sobie całą zdobytą z wielkim mozołem wiedzę. Skorzystajcie z ich wiedzy, bo każda zdobyta informacja to prawdziwy skarb, jednak nie dajcie sobie nic wcisnąć. Odłóżcie Wasze zaoszczędzone pieniążki, bo przydadzą Wam się one na preparaty sporządzone z oleju pewnej tajemniczej rośliny, o której dzięki mnie dowiecie się kilka ciekawych rzeczy.

Ja wzorem innego technologicznego potentata o którym wspominałem już w rozdziale poświęconym witaminom stosowanym w kuracji trądziku, który prezentacje produktów swojej firmy doprowadził do perfekcji, postaram się w wyjątkowy sposób przedstawić surowiec, który z jednej strony budzi ogromne kontrowersje, z drugiej zaś stanowi niezwykle bogate źródło substancji, których potencjał, pomimo wieloletnich badań, nie został jeszcze do końca odkryty.

Historia pewnej niezwykłej rośliny

Pozwólcie więc, że opowiem Wam historię pewnej niezwykłej rośliny. Rośliny, która niektórych bulwersuje, u innych całkowicie zmienia spojrzenie na otaczającą ich rzeczywistość, inspiruje, wydobywa z głębi ukryty potencjał i kreatywność, a jeszcze innych leczy.

Pierwsze zapiski dotyczące jej medycznego zastosowania odnaleziono na egipskich papirusach pochodzących z około 4500 r p.n.e. i jak wynika z zamieszczonych tam informacji była ona doskonale znana już znacznie wcześniej. Nazywano ją tam „SHM-SHM-Tu”. Stosowano różne postaci tego surowca zarówno w formie naparów do użytku wewnętrznego, jak i miejscowo na skórę. Również używana była jako jedno z podstawowych ziół tradycyjnej medycyny chińskiej. W Starożytnym Rzymie zarówno Pliniusz Stary, Dioskurydes, jak i Galen w swoich pracach opisywali jej wszechstronne możliwości. Jako surowiec leczniczy stosowane były praktycznie wszystkie części tej rośliny: niełupki, nasiona, olej, liście, łodygi, korzenie, sok oraz kwiaty, a ich wachlarz możliwości był niezwykle szeroki. Leczono nią dnę moczanową, reumatyzm, różnego rodzaju stany zapalne skóry i błony śluzowej, zakażenia w obrębie płytki paznokciowej, a ponieważ działała nasennie, uspokajająco i rozluźniająco na mięśnie wykorzystywano ją również jako znieczulenie przed operacjami chirurgicznymi. Również dzięki wspomnianej właśnie aktywności jej substancje czynne pozwalały na uzyskanie bardzo dobrych efektów terapeutycznych u pacjentów z wścieklizną, tężcem, drgawkami różnego pochodzenia, czy nawet padaczką. Sprawdzała się również w różnego rodzaju schorzeniach ginekologicznych. Podobno sama królowa Wiktoria korzystała z jej dobrodziejstw, aby zwalczyć uciążliwe bóle menstruacyjne. W tzw. Ciemnych Wiekach obejmujących okres od V do X wieku n.e., największą wiedzą na temat tego surowca posiadały czarownice. Głównie one trudniły się wtedy uzdrawianiem, a że ówczesny pogląd dotyczący ich działalności paramedycznej był bardzo zróżnicowany więc niestety większość z nich została spalona na stosach wraz z całą ich wiedzą.

Ogromny potencjał leczniczy tej rośliny sprawił, iż nie tylko medycyna korzystała z jej niezwykłych właściwości. Również wspomagała swoją "mocą" wiele obrzędów religijnych. Zarówno wyznawcy islamu, hinduizmu, buddyzmu jak i chrześcijaństwa odkrywali jej potencjał oczyszczający i uzdrawiający. Bogaty arsenał związków w niej zawartych o niezwykle zróżnicowanym działaniu sprawiał, iż surowiec miał niezwykle szerokie spektrum działania zarówno obejmujące dolegliwości cielesne, jak i duchowe. Część z tych substancji ma zdolność oddziaływania na zlokalizowane w mózgu receptory wpływając na zmianę postrzegania otaczającej rzeczywistości.

Surowiec wszechstronny lecz kontrowersyjny

I tutaj zaczyna się prawdopodobnie najciekawszy i najbardziej kontrowersyjny fragment tej historii. Roślina ta podobnie jak wspomniane czarownice z Czasów Ciemnych też budzi zróżnicowane emocje i podobnie jak one też zostaje poddawana spalaniu tyle, że nie tak definitywnie i gwałtownie, lecz w małych porcjach, z zachowaniem odpowiednich odstępów czasowych. Pozwoliło to zapisać się trwale w pamięci, jednak wiedza na temat całego spektrum właściwości farmakologicznych w znacznym stopniu uleciała. A jeszcze na początku XX w. szeroko stosowana była praktycznie na całym świecie. Wtedy to podjęto szeroko zakrojoną akcję mającą na celu zdyskredytowanie jej znaczenia leczniczego i wyeksponowanie wszystkich możliwych zagrożeń, które wiążą się z jej stosowaniem. Zupełnie przypadkowo zbiegło się to w czasie z rozwojem przemysłu farmaceutycznego, który miał zaspokoić wszelkie zdrowotne potrzeby społeczeństwa, więc raczej zależało mu na eliminowaniu konkurencji z rynku sprzedaży, który wraz z powstawaniem coraz to nowych koncernów coraz bardziej się kurczył. Historia lubi się powtarzać, tak więc podobnie jak kiedyś czarownice, wiedza na temat medycznego zastosowania surowca uleciała z dymem, a ponieważ jego medyczne zastosowanie zostało zdyskredytowane to zainteresowała się tym surowcem inna równie brutalna i bezwzględna gałąź przemysłu.

Przemysł narkotykowy podkrada surowce lecznicze

Nie jest to jakaś ogromna sensacja, bo wiadomo od wieków, że wiele substancji wykazujących działanie narkotyczne i halucynogenne ma zastosowanie w medycynie. Najczęściej stosowane są one w celu uśmierzenia bardzo silnego bólu oraz w celu przeprowadzenia operacji chirurgicznych. Z ich stosowaniem, zwłaszcza przewlekłym wiąże się jednak pewne niebezpieczeństwo. U pacjenta pojawia się tolerancja, tak więc dla osiągnięcia takiego samego efektu istnieje konieczność zwiększenia dawki oraz bardzo silne przyzwyczajenie organizmu, uniemożliwiające odstawienie. I właśnie te właściwości uzależniające definiują całą tą grupę substancji. Popularnie przyjęło się mówić: "wciąga jak narkotyk". W przypadku naszego tajemniczego surowca sprawa wygląda trochę inaczej. Został on (trochę na siłę) wciągnięty do tej grupy "groźnych dla ludzkości" substancji i dzięki specjalnie stworzonej etykietce "narkotyki miękkie" udało się odwrócić uwagę od interesowania się tą rośliną jako cennym surowcem leczniczym. Narkotyki miękkie to te które nie wywołują uzależnienia fizycznego, a kwestie psychiki są tak niejednolite, że praktycznie przyzwyczajenie może wywołać każda substancja powszechnie uznawana za bezpieczną. Omawiany surowiec służył ludzkości przez tyle tysięcy lat, więc trochę nierozsądnie jest przekreślić go całkowicie z powodu "niezbyt udanej" klasyfikacji i kilku substancji, które mogą spowodować że kogoś rozśmieszymy, albo w najgorszym przypadku splądrujemy jego lodówkę.

Już chyba najwyższy czas odkryć tożsamość naszej tajemniczej bohaterki, bo pewnie i tak już większość z Was dzięki swojej ogromnej przenikliwości rozwiązała zagadkę znacznie wcześniej. To "niezwykle groźny narkotyk", który zatruwa umysły młodzieży, jak wykazują badania prowadzi do degradacji neuronów, ale odpowiednio zastosowany może pomóc w kuracji wielu schorzeń, a w tym także dokuczliwej skórnej choroby, jaką jest TRĄDZIK MŁODZIEŃCZY.

Canabis sativa w kuracji trądziku

Troszkę ostudzę entuzjazm zwłaszcza młodych czytelników, którzy spodziewali się w tym miejscu, że zalecę stosowanie im co najmniej trzy razy dziennie inhalacji w postaci jointa z surowca z własnej ekologicznej uprawy. Niestety moi mili, z przykrością oznajmiam, że w naszym kraju nie możemy się "cieszyć" pełnym asortymentem zawartych w Cannabis substancji. Możliwe, że kiedyś to nastąpi. Nie trzeba daleko szukać, bo tuż za naszą granicą, u naszych sąsiadów Czechów, nie tak dawno zalegalizowano konopie dla celów medycznych. I wbrew pozorom wcale nie przyczyniły się do tego kolorowe manifestacje radosnej młodzieży, a ta część społeczeństwa (głównie 50+), która dzięki medycynie ludowej poznała ogromną skuteczność preparatów sporządzonych na bazie różnych części Cannabis. Nie będę już ciągnął tematu, gdzie i dla jakich celów mogą być one stosowane, bo my na razie mamy bardzo ograniczone możliwości legalnego korzystania z dobrodziejstw tego surowca. Istnieje co prawda program Fenix, którego czołową postacią jest znany neurofarmakolog prof. Jerzy Vetulani, ma on właśnie na celu doprowadzenie do zalegalizowania surowca dla celów medycznych. Głównie w terapii chorób neurologicznych wiąże się z Cannabisem ogromne nadzieje, jednak ze względu głównie na niezbyt przychylne nastawienie społeczeństwa nie będzie to proces łatwy i krótkotrwały. W Czechach do popularyzacji przyczynili się zielarze, w Polsce niestety zawody paramedyczne są obecnie bardzo mocno atakowane, a ich ranga znacznie obniżana. To tak jak kiedyś z czarownicami, potem z naszym Cannabisem, tak teraz i w tej kwestii ktoś czuje zagrożenie. Jednak jeżeli coś lub ktoś skutecznie potrafi pomóc przezwyciężyć uporczywą dolegliwość to pomimo często niezbyt uczciwej nagonki prędzej czy później będzie w stanie się obronić. Wierzę, że tak też będzie w przypadku preparatów sporządzanych z Cannabis.

Jeszcze jedna historyczno-religijna ciekawostka dotycząca pewnej nieścisłości, która powstała w trakcie tłumaczenia tekstów biblijnych. Odkryto, iż starożytne słowa kanabos, kannabus, znalezione w żydowskich ksiągach prawa Miszna oraz hebrajskie kanehbosm oznaczają właśnie konopie, nie zaś jak pierwotnie sądzono tropikalną roślinę z rodziny arekowatych (calamus). I w ten właśnie sposób dowiedziono, iż wiele swoich uzdrowień Jezus zawdzięcza znajomości ogromnej mocy, która drzemie w Cannabis sativa. Za sprawą kadzideł z konopi dochodziło do uzdrawiania chorych, a święte olejki zawierające ekstrakt z Cannabis, którymi namaszczano sprawiały, iż ludzie doświadczali euforii. Jeżeli dzięki takim zabiegom Jezus potrafił wyleczyć pacjentów chorych na trąd, to zwykły trądzik młodzieńczy z pewnością nie będzie miał z Cannabisem żadnych szans.

Jak wspominałem skupię się na kuracji trądziku z zastosowaniem preparatów kosmetycznych do użytku zewnętrznego. Kosmetyki te sporządzane są na bazie oleju z konopi, który to wykazuje szereg bardzo korzystnych właściwości w przypadku różnego rodzaju dolegliwości skórnych, w tym także w przebiegu trądziku.

Olej z konopi

Swoje niezwykłe działanie olej konopny zawdzięcza doskonałej proporcji niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT), których jest bogatym źródłem. Zawiera ich około 75%, a przede wszystkim te należące do esencjonalnych kwasów tłuszczowych (EFA), takie jak kwas linolowy i alfa-linolenowy. Idealną proporcją NNKT, rzadko spotykaną w olejach naturalnych, zawdzięcza odpowiedniej zawartości kwasu linolowego (LA) należącego do kwasów omega-6 oraz kwasu alfa-linolenowego (LNA lub ALA) należącego do kwasów omega-3. Ich stosunek ilościowy wynosi 3:1 i jest optymalny dla zapewnienia prawidłowego metabolizmu lipidów w organizmie człowieka. Inne istotne dla zapewnienia prawidłowej kondycji skóry składniki to omówione już w wcześniejszym wpisie witaminy (A, D i E), fitosterole, fosfolipidy oraz składniki mineralne. Zielone zabarwienie zawdzięcza olej zawartości chlorofilu, który jest naturalnym składnikiem nasion, wykazującym działanie przeciwzapalne i łagodzące. Więcej informacji na jego temat pojawi się w kolejnym wpisie przy okazji omawiania Chlorelli. Myślę, że omówienie działania oraz wielu innych surowców zawierających NNKT wymaga również osobnego rozdziału. To co najbardziej istotne dla skóry to poprawa jej elastyczności, kolorytu, ochrona komórek przed szkodliwymi czynnikami i łagodzenie stanów zapalnych. Ponieważ skład oleju z konopi jest bardzo zbliżony do naturalnego sebum ochronnego wydzielanego przez ludzką skórę, zastosowany w postaci preparatów kosmetycznych, poprawia zaburzoną w przebiegu choroby gospodarkę lipidami, co szczególnie dotyczy skóry łojotokowej i trądzikowej. Patologiczne sebum ulega rozrzedzeniu, dzięki czemu nie tworzą się charakterystyczne dla przebiegu trądziku zaczopowania ujść gruczołów łojowych, zmniejsza się w ten sposób ilość zmian trądzikowych. Dodatkowym jego atutem jest działanie wygładzające na świeże bliznowce, co w przypadku trądziku jak wiadomo ma ogromne znaczenie.

W tym opracowaniu skupiłem się głównie na preparatach do stosowania zewnętrznego jednak napomknę tylko, że oleje z konopi można zakupić w aptekach lub sklepach oferujących zdrową żywność i zachęcam do urozmaicenia diety tym bardzo cennym produktem spożywczym. Raczej nie oczekujcie po spożyciu biblijnego efektu euforyzującego, bo od tamtych czasów procesy produkcyjnego oczyszczania znacznie udoskonalono, a ze względu na charakter surowca w tym przypadku kontrola jest z pewnością przeprowadzana bardzo skrupulatnie.


Kosmetyki przeciwtrądzikowe

na bazie oleju z konopi

Ponieważ w Czechach zalegalizowano uprawy konopi dla celów medycznych właśnie na ich stronach rozpocząłem poszukiwania produktów dermatologicznych. Jeden ze znalezionych przeze mnie producentów kosmetyków wytwarzanych na bazie oleju z konopi, posiada w swojej ofercie linię przeznaczoną specjalnie do cery trądzikowej.

CANNABIS COSMETICS

Jednak na polskim rynku również dostępne są kosmetyki produkowane z zastosowaniem oleju konopnego.

W postaci kremów konopnych ...


lub maści konopnych ...


Ponieważ moje zainteresowanie olejem konopnym to dosyć świeża sprawa postaram się przeglądnąć dostępne na rynku preparaty zawierające ten surowiec i wyłowić z nich te godne polecenia, a nie koniecznie te które będą próbowały przykuć uwagę jakimś chwytliwym sloganem reklamowym, zapominając przy tym o zadbaniu o jakość produktu. Ja jeszcze pamiętam, mimo iż osobiście nie stosowałem, "hit przemysłu farmaceutycznego" zawierający wyciąg z konopi, który miał rewelacyjnie działać na pamięć - niestety tak "świetnie" działał, że wszyscy o nim zapomnieli. Chociaż tak właściwie to ja też tylko pamiętam jak wyglądało pudełko, bo jak się to cudo nazywało nie pamiętam. Tak więc niestety gdy tylko społeczeństwo pokona wewnętrzny opór przed "przezskórnym narkotyzowaniem się kannabinoidami", pewnie na rynku pojawi się wysyp produktów na bazie oleju z konopi. Teraz problem znaleźć producenta, który w ogóle produkuje, a potem będzie problem znaleźć takiego, który nie produkuje szajsu, a kasę ładuje w przepiękne bilbordy z dłoniastosiecznym listowiem o charakterystycznym doskonale wszystkim znanym piłowanym brzegu.

A jeżeli ktoś ma ograniczone zaufanie do współczesnego przemysłu kosmetycznego oraz farmaceutycznego, a tak się akurat składa, że ja się do tej grupy zaliczam, chociaż przyznacie, że z racji wykonywanego zawodu to trochę dziwna tendencja, to pozostaje stara niegdyś bardzo popularna, obecnie zyskująca coraz więcej zwolenników metoda.

Zrób to sam

Użycie małej litery w wyrazie sam sugeruje, iż wbrew opiniom, które się mogą pojawić, wcale nie ma tego za was wykonać osoba o imieniu Sam

Ta część powstaje pod wpływem nowej fascynacji mojej żony, która postanowiła zająć się produkcją naturalnych kosmetyków. Coraz więcej osób decyduje się na samodzielne pieczenie chleba, produkcję wędlin na własne potrzeby oraz innych produktów spożywczych. Wszystkim przyświeca ten sam cel - wyeliminować nadmiar substancji pomocniczych, które nie są obojętne dla naszego organizmu. Bardzo podobnie sprawa wygląda w przypadku kosmetyków, zwłaszcza tych które mają wspomagać kurację chorób skórnych. Bardzo ciężko znaleźć produkt, który spełnia oczekiwania, dlatego wydaję się, że sporządzenie go samodzielnie mogłoby rozwiązać nasz problem. Właśnie odebrałem pierwszą przesyłkę z składnikami - wśród nich między innymi olej konopny - sprawdziłem i potwierdzam faktycznie jest zielony (kipi chlorofilem), jak to mądrze napisałem powyżej. Wtedy musiałem zaufać informacjom zawartym w specyfikacji produktu, teraz mam już pewność potwierdzoną organoleptycznie. Mamy wiec naturalne, świeżutkie (chciałoby się rzec jeszcze gorące, ale są zimne bo zajęły nam pół lodówki) składniki, dysponujemy odpowiednim sprzętem aptecznym, tak więc niedługo ruszamy z pierwszą próbną serią kosmetyków. Na razie dla tych osób spośród rodziny i znajomych, które wykazały zainteresowanie naturalną linią kosmetyków oraz odwagę. Jak powstaną jakieś ciekawe deformacje nie z tej Ziemi, zamieszczę fotografie, co na pewno wpłynie korzystnie na licznik odwiedzin strony, a tak serio to cały ten trochę odjechany pomysł ma na celu właśnie wyeliminowanie tego ryzyka. Minusem jest to, że trzeba na uruchomienie takiej produkcji na własne potrzeby trochę czasu poświęcić. Coś tam z grubsza trzeba wiedzieć na ten temat, no ale od czego jest Google. Przydałby się jakiś sprzęt w tym celu, no ale małą ilość spokojnie można ukręcić starą apteczną metodą przy pomocy moździerza i pistla, a wielu pacjentów nadal preferuje maści wytwarzane tym tradycyjnym sposobem. No i ostatni już chyba mankament to trwałość naszego majstersztyku. Niestety gdy wyeliminujemy całą tę litanię związków, dzięki której etykiety kosmetyków wypełnione są po same brzegi tak "niezwykle fascynującą" treścią, to poza etykietą również znacznie skrócimy jego termin przydatności. A w przypadku maści, czy przede wszystkim kremów, które zawierają wodę w podłożu, ich składniki mają decydujący wpływ na trwałość. W przypadku interesującego nas najbardziej oleju konopnego na naszą korzyść będzie przemawiał fakt, iż związki które zawiera w swoim składzie wykazują aktywność przeciwgrzybiczą oraz przeciwbakteryjną, dlatego powinny zabezpieczać nasz produkt, podobnie jak w naturze chronią one uprawy konopi przed działaniem szkodników, co sprawia, że nie wymagają one stosowania żadnych dodatkowych (zazwyczaj bardzo szkodliwych) środków ochrony roślin. To się nazywa ekologiczny produkt z systemem autoprotect. Tak więc podstawę sukcesu będzie stanowił wysokiej jakości olej z konopi.

Takie całkiem proste to to wszystko nie jest. Jak tak sami sobie zaczniemy piec bułki, z mąki z własnego żyta, sporządzać wędlinę z indyczka z wolnego wybiegu, z naszego własnego ogródka, i jeszcze ucierać własne kremiki, to czasu żeby jakiegoś fajnego bloga przeczytać to nam pewnie zbyt wiele nie zostanie. Optymalne byłoby takie rozwiązanie, że udajemy się do naszej ulubionej apteki i prosimy farmaceutę o sporządzenie interesującego nas kosmetyku. Odpadło by nam wtedy kilka uciążliwych elementów na drodze do zdobycia upragnionego naturalnego kosmetyku. Niestety prawnie nie jest to dozwolone. Nie będę tego tematu rozwijał, po pierwsze dlatego, że budzi we mnie negatywne emocje, a po drugie już z grubsza omówiłem problem na sole-mineralne.blogspot.com (jak wspominałem na wstępie nie próżnowałem), w artykule poświęconym bromowi.

Jak tylko będę miał jakieś zwrotne informacje od pacjentów na których przetestujemy naszą linię ACNE na bazie oleju z Cannabisa będę zamieszczał ich opinie. Tak więc już chyba najwyższy czas odpalić mikser.


Ponieważ ograniczam się w tym artykule do zagadnień związanych tylko i wyłącznie z medycznym zastosowaniem omawianego surowca i to tylko w zgodnej z obowiązującym prawem postaci do stosowania zewnętrznego pozwolę sobie tylko napomknąć, że również wspomniany we wstępie Steve Jobs był zagorzałym zwolennikiem tego rodzaju "fitoterapii" i jak twierdził właśnie jej zawdzięczał poszerzenie świadomości i bardziej kreatywne postrzeganie otaczającej go rzeczywistości. No ale on preferował inną formę aplikacji, niestety jak na razie niedozwoloną w naszym kraju. Aspekt neurologiczny, psychologiczny i światopoglądowy to jednak znacznie bardziej rozbudowana kwestia, którą na pewno podejmę przy okazji mojego najnowszego projektu mózg.blogspot.com, który na razie w powijakach, ale jak tylko coś zrodzi się w tej materii, dam znać.

Myślę, że na razie wystarczy Wam informacji na temat nowej, ekscytującej kuracji. Trochę "namiksowałem" różnych zagadnień z zakresu historii, religii, medycyny, kosmetologii, ekologii i pewnie jeszcze kilku innych dziedzin, które już nawet mnie umknęły. Myślę, że jakoś to sobie poukładacie to w głowach i coś tam się Wam z tego przyda. Trądzik to taka dosyć niewdzięczna przypadłość na którą bardzo często trudno znaleźć skuteczny i uniwersalny sposób. Bardzo wiele czynników ma wpływ na stopień nasilenia objawów, a i grupa wiekowa, której ten problem głównie dotyczy z oczywistych względów nie może podporządkować całego swojego życia walce z trądzikiem. Macie przecież całą masę spraw na głowie. To najpiękniejszy okres w Waszym życiu, korzystajcie więc z możliwości jakie Wam ono oferuje. Ja mam nadzieję, że te moje poszukiwania zaowocują ciekawymi i przede wszystkim skutecznymi odkryciami, które pozwolą Wam zapomnieć o problemie, który może czasem trochę tę radość zakłócać. Ale byłby numer jakby to właśnie Cannabis pomógł Wam to osiągnąć. Byłoby to chyba spełnienie marzeń każdego nastolatka.


NEXT >>

I znowu ten Jobs.

Już trochę zdradziłem przy okazji wspomnianego wyżej chlorofilu, o czym będzie następny rozdział. Natchnął mnie do tego temat związany z jodem, o którym więcej na sole-mineralne.blogspot.com oraz moja prywatna kuracja preparatem zawierającym inny niezwykły oceaniczny glon. Pomimo, iż okres dojrzewania mam już za sobą nadal moja skóra wykazuje tendencję do przetłuszczania się. Na moje "trądzikopodobne" dolegliwości skórne ma zapewne wpływ moje młodzieńcze usposobienie (forever young). Ta akurat rozpoczęta kuracja po dość krótkim czasie bardzo korzystnie wpłynęła na kondycję skóry. Tak więc kolejny rozdział, na który mam nadzieję nie będziecie musieli czekać tak długo jak na ten, poświęcony będzie niesamowitym glonom. Jeżeli stanowią one podstawowe źródło pokarmowe, moim zdaniem dosyć wymagającego pod tym wzlędem wieloryba, to i będą w stanie sprostać potrzebom organizmu nastolatka, nawet takiego w trakcie kuracji Cannabisem ;). A poza tym czy ktoś widział wieloryba z trądzikiem? Przepraszam za ten infantylny żarcik, ale gwarantuję, że zawsze to lepiej mieć uśmiech na z lekka zapryszczonej buźce, niż mieć trądzik i sKWASzoną minę. Może nie będę już rozwijał kolejnego narkotykowego motywu, chociaż Jobs zachwycał się możliwościami zarówno marihuany jak i LSD, więc kto wie może w dietyloamidzie kwasu lizergowym też drzemie ogromny potencjał przeciwtrądzikowy. Jeżeli interesują Was inne wątki dotyczące halucynacji, alg, czy też zawartego w nich jodu to zapraszam do przeczytania artykułu na sole-mineralne.blogspot.com.
W kolejnym rozdziale skupię się stricte na zastosowaniu alg w kuracji trądziku. Obiecuję, że bardzo będę się starał ograniczyć szczegółowe informacje na temat poszczególnych gatunków wielorybów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Współtwórcy